Biegli sądowi zeznawali podczas kolejnej rozprawy w procesie o nieumyślne spowodowanie śmierci Stasia Kunerta i narażenie życia jego matki.
Oskarżony jest ginekolog Andrzej L. Sprawa toczy się w Sądzie Rejonowym w Zduńskiej Woli. Lekarz nie przyznaje się do zarzucanego mu czynu, a także odmówił składania wyjaśnień. Kolejna rozprawa odbyła się w poniedziałek (25 maja). Zeznawał lekarz, u którego konsultowała się Kamila Kunert, a także biegli sądowi - profesorowie medycyny, którzy na podstawie materiałów dowodowych przygotowali opinię.
Prokurator Agnieszka Mikołajczyk dopytywała, kto według biegłego, był prowadzącym ciążę Kamili Kunert, co jest jednym z wątków poruszanych podczas rozprawy. Profesor bez wahania odpowiadał, że Andrzej L., argumentując to głównie tym, że oskarżony przyjechał do porodu pacjentki do szpitala.
-Uważamy, że ciąża w całości była prowadzona zgodnie z rekomendacjami Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego. Postępowanie było prawidłowe. Natomiast w moim odczuciu nie wyciągnięto należytych wniosków(...).Dwukrotnie rozpoznano cukrzycę i w związku z tym, zgodnie ze standardami Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, należało tę chorą skierować do szpitali o wyższej referencyjności w Łodzi. Powinien to zrobić lekarz prowadzący ciążę, doktor L. - mówił biegły.
Profesor mówił też, że z dokumentacji wynika, że w chwili przyjazdu do porodu oskarżony nie zbadał pacjentki.
-Oparł się na tym, co mówiła mu położna, tak wynika z dokumentacji. To jest dla mnie trudne do zrozumienia. Jeśli chodzi o badanie USG z 2 marca 2013 roku nie było prawidłowo wykonane, dlatego że przypuszczalna masa płodu odbiegała do prawdziwej o przeszło 2 kg. Wiadomo, że badania ultrasonograficzne jest jednym z elementów postępowania w odniesieniu do kobiety ciężarnej czy w czasie porodu. Należy zebrać wywiad, zbadać pacjentkę, zmierzyć miednicę - mówił biegły. -Poza tym jak się bada, to się patrzy, jak się patrzy, to się widzi, tak się widzi jak się umie. Takie są po prostu reguły gry. Jeżeli dziecko waży 5,4 kg, to na oko widać, że coś tutaj nie gra. Nie chciałbym żebyśmy wyszli z tej sali z przeświadczeniem, że tylko ultrasonografia i nic więcej. Trzeba działać kompleksowo, żeby uniknąć takiej sytuacji, która potem nagle kończy się dramatem - dodawał.
Obrońcy oskarżonego podczas poniedziałkowej rozprawy dowodzili m.in., że pacjentka korzystała z konsultacji innych ginekologów.