Prezes spółki "Krzem" oraz specjalista ds. ochrony środowiska spotkali się z mieszkańcami gminy Zapolice, aby przedstawić zasady działania planowanej budowy gorzelni i biogazowni w Ptaszkowicach w gminie Zapolice. Podczas dyskusji często emocje brały górę.
Planowana inwestycja w Ptaszkowicach (gmina Zapolice) już od jakiegoś czasu powoduje zdenerwowanie i obawy wielu mieszkańców gminy, którzy przypuszczają, że ich idylla zakończy się wraz z budową gorzelni i biogazowni.
Zobacz: Mieszkańcy gminy Zapolice dopięli swego
Zobacz: Strach ma wielkie oczy?
Dla uspokojenia nastrojów w środę w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Zapolicach zorganizowano spotkanie z mieszkańcami i prezesem "Krzemu" Przemysławem Andrzejakiem, właścicielem terenu w Ptaszkowicach oraz specjalistą o odnawialnych źródeł energii Wojciechem Krużewskim, który na początek przedstawił zasady działania gorzelni i inwestycji. Krużewski w swoim wystąpieniu zaprzeczył jakby od inwestycji miał się unosić smród, co budzi obawy wielu mieszkańców gminy. - Pojemniki są szczelnie zamknięte, czuwają nad tym czujniki, nie można pozwolić, aby cenny biogaz się ulatniał - mówił. - Zalety to praca, zatrudnienie w zależności od warunków może wynieść od 44 do 80 miejsc pracy i oczywiście aktywizacja waszego rolnictwa. Wady to istnieje ryzyko, że może być awaria - wyjaśniał.
Mieszkańcy samą prezentacją nie byli zadowoleni i chcieli usłyszeć odpowiedzi na swoje pytania.
- Podstawową wadą jest to, że będzie to będzie to za blisko. To wieś, która się tu rozbudowuje - argumentował jeden z mieszkańców. - W wariancie, który państwo przedstawili kluczowa rolę pełni gorzelnia, która będzie dostarczała lwią część biomasy do biogazowni. Co jeśli z jakiś względów inwestor zrezygnuje z pracy gorzelni? - pytała mieszkanka Młodawina Górnego, która podkreślała, że inwestor nie zamyka sobie drogi do spalania odpadów zwierzęcych. - Ja wiem, że w decyzji środowiskowej widnieje, że państwo nie przewidujecie przywożenia gnojowicy, ani odpadów poubojowych, ale nie zamykacie sobie drogi do tego - zaznaczała.
-Jeśli nie działa gorzelnia, nie działa cały system. To proste - odpowiadał na bieżąco Wojciech Krużewski, technolog odnawialnych źródeł energii.
Mieszkańcy mieli żal, że o inwestycji nie informowano ich wcześniej, nie było spotkań i konsultacji. Boją się, że działki stracą na wartości, a zielona i spokojna gmina zmieni swój charakter.
Przemysław Andrzejak, prezes "Krzemu" czyli właściciel spornej działki, przedstawił też swoje zdanie w tym temacie. Mówił o dopełnieniu wszelkich formalności do tego momentu, a także jak długa droga jeszcze go czeka. Podkreślał, że na każdym etapie jest wymagana decyzja środowiskowa. Przypomniał, że konsultacje społeczne były, ale wtedy nie spotkały się z zainteresowaniem mieszkańców, jednak jeszcze będą.
- Jeżeli zostanie wydana ostateczna decyzja środowiskowa mogę przystąpić do budowy tego przedsięwzięcia. Po wybudowaniu układ zostaje przejęty przez Wojewódzki inspektorat Ochrony Środowiska. Jeżeli okaże się, że w trakcie rozruchu lub funkcjonowania są jakiekolwiek uciążliwości to w tym momencie cały zakład jest zamknięty - wyjaśniał Przemysław Andrzejak, prezes "Krzemu" dodając, że jednak daleka jeszcze do tego droga.
Andrzejak przekonywał, że to gorzelnia stanowi serce układu i to dzięki niej spadnie koszt produkcji spirytusu. - Tradycyjna gorzelnia rolnicza nie ma co zrobić z odpadem, bo tak jest zakwalifikowany wywar gorzelniczy. Nie wolno tego wywalać na pole, bo śmierdzi, zatruwa i tak dalej. Ja z tego odzyskuję ciepło i produkuję energię elektryczną w źródle rozproszonym - mówił Andrzejak.
Właściciel wyjaśniał też, że komory fermentacyjne są na stałe przykryte, a wszystko jest wprowadzone podciśnieniowo rurami od środka, podobnie jak wyładunek ze specjalnych samochodów.
Andrzejak zaproponował też za kilka miesięcy wyjazd do Piaszczyny, gdzie powstaje podobna inwestycja i ma być zakończona na początku przyszłego roku.